5 dni temu - w uroczystość Objawienia Pańskiego - Wpatrując się w mędrców ze wschodu, zakończyłem rozważanie pytaniem, które, każdy mądry człowiek może sobie postawić:
- Czy idę za dobrą gwiazdą?
- Kto lub co jest gwiazdą przewodnią mojego życia?
Dziś słysząc słowa Boga Ojca wskazującego na Swego Syna - Jezusa Chrystusa: "Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie".
Pragnę kontynuować naszą zadumę, konfrontując się z pytaniem:
- Czy w Jezusie mam upodobanie?
A przywołując w pamięci fragmenty rozmów, z już 10 dni wizyty duszpasterskiej... Chcę głośno zapytać:
- Czy naprawdę słuchamy Jezusa Chrystusa? Czy za Chrystusem idziemy, po Chrystusowemu myślimy...? (zob. Mt 7,21-23)
Najpierw przypominam sobie, jak w ubiegłym roku przez 3 miesiące ciężko chorował i umierał mój Tata, jedna z moich krewnych, mówi do mnie wtedy ze smutkiem... "Zobacz jak to jest, niby kobieta (chodziło o jedną z sąsiadek) chodzi do kościoła i słucha nauki Bożej, a wciąż powtarza, z jakimś zadowoleniem, że ona jest zdrowa, a Edek (mój Tata) ma syna księdza a musi tak ciężko chorować..."
Po kolędzie słyszę:
"Sąsiadka mówi, że ja chodzę do kościoła, co niedzielę i wciąż choruję, ona nie chodzi, a jest zdrowa i wszystko w jej życiu układa się pomyślnie..."
Chyba nie w tego samego Boga wierzymy?
Ja wierzę w Jezusa Chrystusa, który z miłości do człowieka umarł na krzyżu!
Krzyż jest znakiem naszej wiary! (zob. J 3, 14-21)
Wiara nasza, pokazuje, że Bóg Ojciec wydał na śmierć swojego Syna za nas, aby nas zbawić...
A Słowo Boże mówi, że kogo Bóg miłuje, temu krzyże daje... Kto chce iść za Nim, ma brać swój krzyż, każdego dnia... (zob. Mk 8, 34-38)
Że szczęśliwi, błogosławieni są ci, którzy cierpią, smucą się, znoszą przeciwności, albowiem oni w niebie będą wiecznie się radować... (zob. Mt 5, 3-12)
I uwaga! - ci, którzy w życiu doczesnym obfitują, już odebrali swoją zapłatę... (zob. Łk 6, 24-26)
Czy my znamy, słuchamy i wierzymy Słowu Boga?
Czy my słuchamy Chrystusa?
Czy bardziej wierzymy swojej mądrości, ludzkim zabobonom, naszej grzesznej naturze?
My nie wierzymy w bożka, który jeśli damy mu większą ofiarę to daje zdrówko, a jak mniejszą, to się obraża i zsyła nieszczęścia...
Nasz Bóg prawdziwy - chce nawrócenia i ocalenia, każdego człowieka!
Najbardziej przeraża, gdy ktoś mówi, że nigdy nie przebaczy krzywdy, którą mu wyrządzono... Że za niego czy za nią nigdy nie będzie się modlił!
Nie ma w nas wtedy Ducha Jezusa Chrystusa.
Skrzywdzeni, nie przebaczając, sami skazujemy się na wieczną krzywdę, potępienie...
Jeśli my nie przebaczymy i nam nie będzie przebaczone!
My, jako chrześcijanie, mamy modlić się za prześladowców, błogosławić, dobrze życzyć i dobrze czynić tym, którzy wyrządzają nam krzywdę... (zob. Łk 6, 27-35)
Przeraża, też to, że nie chcemy zapomnieć doznanych przykrości, krzywd, niesprawiedliwości, zgorszenia... Przypominamy złe rzeczy sprzed 40 laty, które ktoś zrobił, usprawiedliwiając w ten sposób fakt, że my dziś nie spowiadamy się, nie chodzimy do kościoła...
Tymczasem, każdy odpowie za swoje!
Chrześcijanin dobro pamięta, a zło wybacza i zapomina! Po dobrej spowiedzi nigdy tego, co złe więcej się nie wspomina, nie powraca...
Bywa też tak, że sami nie postąpiliśmy w kierunku Boga, nawet o krok przez całe dotychczasowe życie. Jak staliśmy pod chórem, 40 lat temu, tak i dziś. I jesteśmy przekonani o swojej poprawności... Myślimy, że się to Panu Bogu podoba?
Jeśli, ktoś zacznie się angażować przy kościele, przy ołtarzy, w liturgii, próbuje coś dobrego zrobić, zmienić, to przypomnimy my wszystkie jego potknięcia, grzechy jego najbliższych, ojca, dziadka i pradziadka... "Nagadamy" się o jego złych intencjach, przekonani, że my wiemy, znamy się najlepiej i tylko my postępujemy słusznie!
Jeśli tak jest, to nie ma w nas Ducha Jezusa Chrystusa!
Ducha, który się raduje z każdej zagubionej owcy, która się odnalazła...
Chrystus nie chce mieć tylko aniołów w kościele, ale wszystkich nas, dlatego Kościół Jezusa Chrystusa, to wspólnota ludzi grzesznych, którzy w pokorze, każdego dnia się nawracają, upadają i powstają, i z ufnością przychodzą do Chrystusa...
Jako ilustracja, przychodzi mi na myśl, historia kapitana pewnego statku, który był człowiekiem bardzo nerwowym, wybuchowym, impulsywnym, porywczym, cholerykiem, a każdego dnia był na Mszy Św. i przyjmował Komunię Św. Wreszcie zgorszeni marynarze, odważyli się zapytać go, jak tak może być...
A on im odpowiedział:
- A wyobraźcie sobie, co by było, gdybym, codziennie nie przystępował do sakramentów św. - to bym was dopiero wtedy rozszarpał, pozabijał, albo za burtę powyrzucał...
Jeśli to, co powiedziałem, nas nie dotyczy - tak myślimy;
Jeśli nie mamy się z czego nawracać;
Jeśli się gorszymy, jesteśmy zbulwersowani - to może czas najwyższy zacząć słuchać Jezusa Chrystusa?
Zacząć czytać Ewangelię i nią żyć!
Kto przeczytał choć raz całą Ewangelię - Mt, Mk, Łk czy Jana? Ręka do góry!!!
A chodzi przecież nie tylko o to, aby choć raz przeczytać, ale aby czytać codziennie, nieustannie, do końca życia. Amen.