Mój Tata odszedł niedawno, nie ma jeszcze dwóch lat, Mama odeszła 15 lat temu, ale pamiętam dobrze, co wtedy czułem...
Próbując szczerze coś powiedzieć, posłużę się słowami, które już wcześniej odkryłem, jako dobrze oddające sens i istotę, tych chwil...
Każdego z nas głęboko rani twarda rzeczywistość śmierci, fakt odchodzenia naszych bliskich...
Można powiedzieć, że najokrutniejszym przejawem naszej słabości i bezradności w tym życiu jest cierpienie dławiące nas w obliczu nadchodzącej śmierci naszych bliskich.
Straszna jest pewność, iż śmierć na tym świecie nie odda nigdy swych ofiar, i że trzeba się pogodzić z tym, iż nie zobaczymy się na tym świecie już więcej z tymi, których kochaliśmy, którzy byli nam bliscy, a których już nie ma!
Chyba najbardziej przeszywającym doznaniem człowieka jest myśl, że aż do chwili swej własnej śmierci, aż do przejścia na tamten świat nie zobaczymy naszych bliskich, którzy odeszli.
Każdy człowiek o prawidłowo wyważonej wrażliwości cierpi bardzo w osobistym spotkaniu z tajemnicą śmierci...
Ta rana nadaje naszemu sercu piętno melancholii, która ukojenie może znaleźć jedynie w głębokiej wierze, a przez nią w modlitwie i autentycznej miłości Jezusa, źródle wszelkiej pociechy...
Żałoba, to okrutny oścień, a zadany przezeń ból trwa bardzo długo, jako źródło smutku i niepokoju!
To jest bardzo trudne doświadczenie!
Ale w autentycznej wierze, w szczerej modlitwie i miłości szukam wciąż ukojenia, siły i radości, i o to bardzo proszę wszystkich, którzy boleśnie doświadczają odejścia swoich bliskich...
Tak to przeżywam, tak to odczuwam, i tak jak potrafię to wyrazić, szczerze się dzielę...
Z modlitwą i błogosławieństwem - ks. Jarek